Angel Of Darkness

by - 22:43


Rozdział 5
Johnson jak i Andrea nie rozmawiali zbyt często podczas podróży. Dziewczyna myślami była już przy swoich przyjaciółkach, które niebawem zobaczy. Lucas oznajmiał Moore jedynie kiedy ma skręcić w daną uliczkę, czasami próbował zagaić do rówieśniczki, ale zbywała go jednym słowem, więc dał za wygraną. Godzinę później oboje znaleźli się na lotnisku.
Panował tu absolutny spokój zakłócany przylatującymi i odlatującymi samolotami. Andrea postawiła swój rower i podeszła do siatki odgradzającej lotnisko od reszty miasteczka. Na jej skórze pojawiła się gęsia skórka, a ona sama zaczęła drżeć. Jonathan zauważył to i delikatnie przytulił dziewczynę. Moore spojrzała na niego, jednak nie odsunęła się. Nadal wpatrywała się, to w niebo to na pasażerów, którzy wychodzili z samolotów wzrokiem, wyszukując swoich przyjaciółek. Pięć minut później coś zauważyła.
 - Lucas! – krzyknęła, podrywając się i skacząc przy ogrodzeniu. Przestraszony chłopak jakby obudził się z głębokiego snu, rozglądając się czy w pobliżu nie ma niebezpieczeństwa.
 - Co się stało?! – spytał lekko poirytowany, gdy zrozumiał, że nic złego się nie dzieje. Jednak dziewczyna mu nie odpowiedziała. Przyklejona do ogrodzenia wpatrywała się w jeden punkt. Chłopak starał się ujrzeć to, co jego koleżanka jednak po chwili było to zbędne. Drzwi od wejścia na lotnisko otworzyły się z hukiem. Nie miało to nic wspólnego z trzaśnięciem drzwi lecz jednym, wielkim, ogłuszającym krzykiem dwóch dziewczyn, które ewidentnie wpatrywały się w Andreę i Lucasa. Moore spojrzała na chłopaka, który kiwnął tylko głową, uśmiechając się do dziewczyny, po czym Andrea pobiegła w stronę dwóch dziewczyn.  Z jej oczu spływały łzy jednak nie były to łzy smutku, a szczęścia. Ogromnej radości, która musiała się jakoś wyzwolić z ciała tej szczupłej dziewczyny. Był to niesamowity widok dla Lucasa i życiowa lekcja, że prawdziwej przyjaźni nie złamie nawet ogromna odległość. Trzy dziewczyny ściskające się przez dłuższy czas wzbudzały wśród ludzi mieszane uczucia. Jedni się uśmiechali inni patrzyli na nie, jak na obłąkane jednak przyjaciółek to nie obchodziło. Liczyło się tylko to, że są obok siebie, że znów mogą się zobaczyć po tak długim czasie rozłąki.
 - Jak się cieszę, że was widzę – powiedziała Andrea, płacząc i uśmiechając się jednocześnie.
 - My też się cieszymy, że w końcu mogłyśmy do ciebie przyjechać. Nic się nie zmieniłaś – odpowiedziała jedna z dziewczyn.
 - No może trochę schudłaś.
 - Z kości na ości chyba. Paula! Przecież ona zawsze była taka chuda – odezwała się przyjaciółka zmierzając Andreę od stóp do głowy. Moore uśmiechnęła się, po czym powiedziała: Słuchajcie mamy jeszcze spory kawałek do mojego domu, więc może się ruszymy? Przyjechałam rowerem ze swoim kolegą. Stoi nie daleko i czeka na nas. – Jej przyjaciółki spojrzały w dal, rozglądając się za kolegą.
 - Chodzi ci o tamtego chłopaka, co stoi przy ogrodzeniu? – spytała Paula. Andrea przytaknęła jej głową.
 - No to chodźmy – rzekła rozradowana Justina i dziewczyny ruszyły w stronę Lucasa. Chłopak przyglądał im się z zaciekawieniem, jak powoli zbliżają się do niego. Widział je coraz wyraźniej. Wszystkie były uśmiechnięte tak bardzo, że Johnson nawet sobie nie wyobrażał, iż kobieta może być jeszcze bardziej szczęśliwa niżeli, by dostała najdroższe diamenty. W końcu wszystkie doszły do chłopaka.
 - Lucas, poznaj moje przyjaciółki z Nowego Jorku. To jest Paula, a to Justina – powiedziała Andrea, pokazując na dziewczyny, które z ożywieniem podały rękę chłopakowi.
 - Bardzo mi miło poznać was w końcu. An nie mogła się doczekać kiedy przyjedziecie. – Przyjaciółki uśmiechnęły się, po czym objęły Moore, jedna z jednej, druga z drugiej strony.
 - My również czekałyśmy na ten moment kiedy się w końcu zobaczymy – rzekła Justina.
 - Na nas czas. Przed nami spory kawałek drogi więc może już chodźmy? – spytał Johnson. Dziewczyny zgodziły się na tą uwagę, po czym wszyscy ruszyli w drogę powrotną. Lucas przez cały czas opisywał dziewczynom miejsca, które omijali. Był takim przewodnikiem po okolicznych miastach i zakamarkach Pasadeny, co zaowocowało tym, iż Andrea nie musiała co chwilę zagadywać dziewczyn w obawie, że w drodze powrotnej atmosfera stanie się niekomfortowa, lub nie przyjemna ponieważ chłopak nie odezwie się ani słowem. Było całkiem inaczej. Lucas wręcz nie dopuszczał do głosu Moore, opowiadając o zwyczajach panujących w mieście i nawykach tutejszej młodzieży. Dziewczyny Dowell z zaciekawieniem słuchały Johnsona od czasu do czasu, pytając go o szczegóły, na które z miłą chęcią odpowiadał. W końcu wszyscy dotarli pod drzwi mieszkania Moore.
 - To widzimy się później. Teraz zajmie się wami An – powiedział chłopak, po czym ukłonił się i poszedł w stronę domu.
 - Dzięki za pomoc – zawołała za nim Moore, na co Johnson podniósł rękę do góry i zniknął za zakrętem. Dziewczyna zwróciła się do przyjaciółek, które rozglądały się po okolicy. – No to zapraszam do mojego domu – rzekła, po czym gestem ręki zaprosiła dziewczyny do środka. W mieszkaniu panowała nieziemska cisza. Wyglądało na to, iż Alex wyszła z domu, więc mieszkanie było puste.
 - Jest tak jak opisywałaś. Więc pokój też nie zmienił adresu? – spytała Paula.
 - Nie, jest nadal na tej samej pozycji. Chcecie coś do picia, albo do zjedzenia? – spytała się tym razem Andrea, otwierając lodówkę.
 - Do picia poproszę herbatę, a zjeść to zjem twoje opowieści o tutejszej szkole i ludziach – odpowiedziała Paula. Moore spojrzała na nią ze zdziwieniem.
 - To jeszcze nie masz dosyć tego, co opowiedział ci Lucas? – spytała. Justina podeszła do swojej siostry, po czym obie uśmiechnęły się szeroko.
 - Nie, nie mamy. Po za tym relacja z twoich ust będzie raczej nieco żywsza – rzekła Justina. Andrea wzruszyła ramionami.
 - No dobrze. To chodźcie do mojego pokoju – odpowiedziała, po czym dziewczyny poszły na górę. Siostry Dowell miały w zwyczaju siadać na łóżko i tym razem zrobiły to samo. Obie usadowiły się wygodnie wśród stosu poduszek. Andrea wiedziała, co to oznacza więc tak jak w Nowym Jorku usiadła na dywanie w środku swojego pokoju i uśmiechnęła się do dziewczyn. – Co chcecie wiedzieć? – spytała. Podekscytowane dziewczyny rozpromieniły się, po czym w tym samym momencie odpowiedziały.
 - Wszystko.
 - Tyle to ja też wiem – odpowiedziała Moore i rozpoczęła opowiadać przyjaciółkom, jak żyje jej się w nowym miejscu wśród nowych ludzi. Dziewczyny nie odrywały wzroku od Andrei. Słuchały jej z zapartym tchem. Zwłaszcza wtedy, gdy dziewczyna opowiedziała im o Trevorze.
 - I co dalej? – spytała Justina. Andrea wzruszyła ramionami.
 - Poszedł z siostrą – odpowiedziała Moore jednym tchem. Jej przyjaciółki zrobiły miny jakby nie mogły w to uwierzyć. Paula wstała z łóżka i zaczęła krążyć po pokoju drapiąc się po głowie.
 - Tak nie może być.  Z tym trzeba coś zrobić – powiedziała dziewczyna nie patrząc w ogóle na Andreę i Justinę. Jakby była sama w pokoju i mówiła sama do siebie. – Jeśli on boi się postawić pierwszy krok to my go zrobimy… znaczy ty. – Dodała i wskazała palcem na Moore. Ona jak i siostra Pauli zrobiły przestraszone miny.
 - Chyba nie chcesz zrobić tego o czym myślę? – spytała Justina. Jej siostra uśmiechnęła się do niej zawadiacko, przeczesując włosy ręką.
 - A właśnie, że chcę. Najlepiej jeszcze dziś! Trzeba tylko zrobić plan działania i możemy iść – powiedziała Paula, chwytając z biurka kawałek papieru i długopis. Andrea jeszcze przez chwilę nie mogła zrozumieć, co jej przyjaciółka chce zrobić. Wyglądało na to, że Justina też się zastanawia co planuje jej siostra.
 - Zaraz, zaraz, ale co ty konkretnie chcesz zrobić? – spytała Moore.
 - Pójdziemy do niego i cie z nim umówimy – odpowiedziała bez żenady dziewczyna.
 - Co?! – krzyknęły Justina i Andrea. – Chyba oszalałaś. Ja go prawie nie znam. – Oburzyła się Moore.
 - To poznasz – odpowiedziała Paula, uśmiechając się, a jej oczy wyrażały coś więcej niż tylko chęć zrobienia czegoś szalonego.
- Nie ma mowy. Sama do tego dojdę. Lepiej opowiedzcie mi co dzieje się w Nowym Jorku! – powiedziała Andrea mając nadzieję, że Paula zapomni o swoim pomyśle. Ku jej uciesze tak też było. Dziewczyny miały bardzo wiele do opowiedzenia swojej przyjaciółce i widać było, że wręcz nie mogły się doczekać, aż wszystkiego się dowie, dlatego Moore słuchała ich uważnie, zaś siostry Dowell opowiadały jak się żyje w Nowym Jorku po wyprowadzce Andrei.
         Kolejny dzień dziewczyny spędziły już w towarzystwie nowych rówieśników Andrei. Wszyscy zebrali się tradycyjnie przed domem Lucasa, obsiadając krawężnik i debatując głośno. Dziewczyny pierwszy zauważył oczywiście Johnson, który pomachał w ich stronę ręką. Andrea odmachała mu, zbliżając się do nich razem z Paulą i Justiną.
 - Cześć – powiedziała. – Chce wam przedstawić moje przyjaciółki z Nowego Jorku. To jest Paula, a to Justina. – Dodała, wskazując ręką dziewczyny. Tak jak niegdyś Moore, dziewczyny Dowell zostały obsypane powitaniami i imionami, których w tak krótkim czasie nie były w stanie zapamiętać.
 - No to niezła gromadka przyjaciół – powiedziała Paula, która zawsze była najodważniejsza z dziewczyn.
 - Tak. Często spędzamy razem czas. Poznaliśmy się już w dzieciństwie i tak jakoś zostało – odpowiedziała Muriel, uśmiechając się przyjaźnie.
 - A czemu Jon… - Andrea szturchnęła Paulę na znak, żeby nie wspominała nic o Trevorze. W domu zapomniała jej mówić, że w towarzystwie Lucasa i Muriel temat ten nie jest poruszany. Jessica spojrzała porozumiewawczo na Moore, która lekko poruszyła głową, by dać do zrozumienia Hellows, że jej przyjaciółki wiedzą o Jonathanie. Paula, by wydostać się z tej niezręcznej sytuacji – ponieważ każdy był zwrócony teraz w jej stronę i czekał na to co chciała powiedzieć – dokończyła. – A czemu.. „Jonson” to jest taki wasz punkt postojowy? Andrea opowiadała nam, że zawsze spotkacie się pod jego domem. – Moore kamień spadł z serca, zawsze rozumiała się z Paulą doskonale, jednak tym razem dziewczyna przeszła samą siebie. Andrea nic jej nie wspominała o tym, że zawsze spotykają się tutaj, ale cieszyła się, że na taką wersję zmiany pytania odważyła się jej przyjaciółka, gdyż była to prawda. Dom Lucasa był punktem docelowym spotkań i rozstań przyjaciół z Pasadeny. Anne uśmiechnęła się i odpowiedziała.
 - Lucas mieszka najdłużej z nas wszystkich w Pasadenie, a trzeba zaznaczyć, że nie wszyscy jesteśmy z tego miasta, więc bezpieczniej jest mieć kogoś pod ręką w razie jakby ktoś się zagubił. – Paula zrobiła zdziwioną minę.
 - To wy nie mieszkacie w Pasadenie? – spytała.
 - Co niektórzy. Muri jest z Agoury, Anne z Calabasas, zaś Kevin mieszka w Glendale – odpowiedziała Andrea.
 - No to faktycznie przyda się ktoś kto zna okolicę – odezwała się Justina, na co wszyscy jej przytaknęli.
 - Więc jeśli jestem przewodnikiem to zapraszam was na przechadzkę – rzekł Lucas, wstając z ziemi, strzepując sobie paprochy, które przyległy mu do spodni. Reszta zrobiła to samo i wszyscy poszli na spacer.
Andrea cieszyła się, że mogła pokazać przyjaciółkom swoich nowych rówieśników oraz nowe miejsce zamieszkania. Była pewna iż dziewczynom spodobało się tutejsze towarzystwo ponieważ kiedy odjeżdżały, na lotnisku nie było jedynie Andrei i Lucasa, ale wszyscy znajomi Moore.
 - Zatem kolejne spotkanie u nas w Nowym Jorku – powiedziała Paula, ściskając rękę Muriel.
 - Jeśli jesteśmy zaproszeni to na pewno was odwiedzimy – odpowiedziała Anne i uśmiechnęła się do dziewczyn.
 - Miło było znów się zobaczyć. Mam nadzieję, że szybko się spotkamy kolejny raz – odezwała się Moore i uściskała obie dziewczyny.
 - Już my się postaramy o szybkie spotkanie – powiedziała Justina i szturchnęła swoją siostrę na znak, że najwyższy czas znów zrobić mały grypsik swojej mamie.
 - Odlot samolotu do Nowego Jorku, stanowisko piętnaste. Prosimy wszystkich pasażerów o przygotowanie się do odlotu. – Dało się słyszeć z głośników. Dziewczyny ostatni raz spojrzały na wszystkich, którzy towarzyszyli im aż do końca.
 - Czas na nas. Trzymajcie się – powiedziała Paula, po czym siostry oddaliły się od rówieśników, co jakiś czas odwracając się, by im pomachać. W końcu obie zniknęły za rogiem, zaś koledzy Andrei razem z nią ruszyli w podróż powrotną do domu.

You May Also Like

0 komentarze

.sidebar .widget {text-align: center !important;}