Angel Of Darkness
Rozdział 3
Pierwszy dzień września – dzień
znienawidzony przez wszystkich ludzi w wieku od dziesięciu do dwudziestu lat, a
to wszystko za sprawą jednej jedynej instytucji, której nazwa brzmi – szkoła. Jesień
przyszła szybciej niż można było się spodziewać. Liście opadały na ziemię
niczym ogromne płatki śniegu w pomarańczowych, czerwonych oraz złocistych
kolorach, tworząc przepiękny dywan utkany przez matkę naturę. Słońce ostatkiem
sił przebijało się przez chmury, by swoimi promieniami dać chociaż trochę
więcej ciepła, mimo iż wiatr i tak niweczył jego starania. Niestety nawet
piękna pogoda nie poprawiła ponurego humoru Andrei. Jej obawy, że nie odnajdzie
się w nowej szkole, będzie przez wszystkich wytykana palcami i każdy będzie z
niej się śmiał nie pozwalały dziewczynie zasnąć przez ostatnie dwie noce. Mimo,
iż wiele razy nowi koledzy mówili jej, że nie będzie samotna to i tak
dziewczyna nie mogła odpędzić się od ponurych myśli bycia królikiem
doświadczalnym całej szkoły. Kiedy tylko przekroczyła próg szkoły, przekonała
się, że jej obecność nikogo nie interesuje. Jakby jej nie było. Nikt na nią nie
spojrzał, być może nawet nikt jej nie zauważył, ponieważ każdy zajęty był
swoimi sprawami. Dziewczyna przeszła niezauważona przez całą szerokość
korytarza, szukając na drzwiach napisu „sekretariat”, gdzie mogłaby otrzymać
informacje na temat, gdzie ma iść i do kogo. Nim jednak otworzyła drzwi, ktoś
stanął jej na drodze. Andrea przekonana, że to ktoś kto chciałby jej
podokuczać, chciała się wycofać, lecz gdy zobaczyła kto przed nią stoi
ucieszyła się tak bardzo, że nie potrafiła ukryć swojej radości.
- Lucas! Jak dobrze, że cię widzę! – powiedziała
dziewczyna. Chłopak rozejrzał się po korytarzu jakby w obawie, że ktoś ich
podsłuchuje po czym zwrócił się do Andrei.
- Cześć. Do jakiej klasy cię przydzielili? –
Dziewczyna zrobiła nieco zmieszaną minę tak, jakby to o co zapytał chłopak było
czymś wstydliwym.
- Mnie? Ja jestem… to znaczy… oni… 2g… o ile
dobrze pamiętam – powiedziała w końcu Andrea.
- Ach… O ile pamiętasz powiadasz? To może
spytam się inaczej. Jaki kierunek wybrałaś? – spytał Lucas, opierając się o
ścianę i zatrzymując wzrok na twarzy dziewczyny.
- Grafika komputerowa. Znaczy się informatyka
– Poprawiła się szybko Andrea, gestykulując przy tym intensywnie.
- No i po problemie. Zaprowadzę cię do klasy,
w której masz zebranie – odpowiedział chłopak, biorąc koleżankę za rękę. Oboje
poszli schodami na górę, po czym skręcili w prawo, gdzie było już sporo osób
czekających na dalsze wskazówki. – No to idę do siebie jeśli już wiesz gdzie
masz lekcje i kto jest od ciebie z klasy – powiedział Jahnson, chcąc opuścić
korytarz, lecz dziewczyna energicznie szarpnęła go za bluzkę.
- Przepraszam – rzekła zmieszana dalej go
trzymając, po czym puściła gdy zrozumiała, że chłopak nie ruszy się z miejsca
póki dziewczyna nie powie mu o co jej chodzi. – Nie odchodź, zostań ze mną do
czasu aż ktoś nie przyjdzie. Nie chce być sama. – Dodała Andrea, gdy nagle ktoś
zasłonił jej oczy. Przestraszona dziewczyna tą nagłą ciemnością podskoczyła ze
strachu.
- Spokojnie, to tylko ja – odezwał się chłopak
uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Kevin wariacie – powiedziała Moore, witając
się z kolegą. – Co tu robisz? – spytała.
- Zapewne to co ty. Czekam na prowadzącego od
informatyki – odpowiedział chłopak, uśmiechając się szeroko przy czym pokazał
swoje białe zęby. Dziewczyna spojrzała na niego rozpromieniona.
- Super. Och, tak się cieszę, że będzie ktoś
znajomy w klasie – powiedziała Moore. W tym samym momencie obok dziewczyny
przeszła kobieta ubrana w elegancki żakiet i czarną przylegającą do ciała
spódniczkę. Chłopacy spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Czas na nas – powiedział Kevin, chwytając za
ramię dziewczynę. Andrea pożegnała wzrokiem Lucasa, po czym razem z Sato poszła
w stronę, w którą zmierzała kobieta. Sądząc po jej poważnej minie i ubiorze
wyróżniającym się z tłumu, można było stwierdzić, że to właśnie ona jest
prowadzącą od kierunku informatycznego. Tak też było. Kobieta otworzyła jedną z
klas do której wpuściła ponad trzydzieści osób. Rozejrzała się po korytarzu czy
czasem nikt nie biegnie w jej stronę, po czym zamknęła za sobą drzwi.
Andrea została przedstawiona klasie,
jako nowa uczennica. Dostała osobisty plan lekcji na cały tydzień co oznaczało,
że nie zawsze będzie miała lekcje z tymi samymi osobami, o tych samych
kierunkach. Nieco zagubiona w tym wszystkim, zadawała miliony nurtujących ją
pytań Kevinowi, który czasami sam nie znał odpowiedzi na jej pytania. Na
szczęście dziewczyna wiedziała, co musi zrobić w takich momentach i właśnie
teraz miała zamiar z tego skorzystać. Po dwóch dniach, błądzenia po
korytarzach, mylenia imion rówieśników i zadawaniu miliona pytań każdej
napotkanej po drodze osobie, dziewczyna zmęczona usiadła w stołówce razem ze
swoimi znajomymi.
- Nie wyglądasz za dobrze – powiedziała Muriel,
spoglądając na Andreę. Dziewczyna położyła głowę na blacie stołu.
- Jestem po wf’ie. Graliśmy w kosza – rzekła,
rozkładając ręce. W jednej z nich miała kartkę, którą Lucas zabrał, czytając
jej zawartość.
- Matematykę masz teraz – powiedział.
- To tak jak ja. – Ucieszyła się Anne. Jeśli
chcesz możemy siedzieć razem. Klasa matematyczna nie jest za bardzo rozmowna. –
Dodała. Jessica prychnęła ironicznie.
- Mówisz również o sobie? Z doświadczenia
wiem, że na lekcjach nie słuchasz niczego prócz wykładowcy – powiedziała
dziewczyna. Sengler zarumieniła się, poprawiając swoje okulary.
- Gdybym posiadała równie wyrafinowany
charakter jak Muri, nie wiedziałabyś, gdzie masz rozum i to gdzie go chowasz,
ale zważając na to, że mamy nieco odmienne poglądy dla takich osób jak ty, pozwolę sobie określić cię jako sarkastyczną
dziewczynę z małej mieściny, gdzie psy szczekają tylko w czasie świąt Bożego
Narodzenia – powiedziała Anne. Jej koledzy zagwizdali głośno, robiąc wokół
siebie zamieszanie, zaś Jessica chciała coś powiedzieć, lecz wtrąciła jej się
Muriel.
- Ja niby mam wyrafinowany charakter? A co w
nim jest nie tak? – spytała wojowniczym tonem wstając.
- Dziewczyny uspokójcie się! – krzyknęła
Andrea.
- Ona pierwsza zaczęła. – Oburzyła się Fox.
Lucas zszedł ze stolika.
- Po co się kłócić? Dobrze wiemy, że każdy z
nas jest w pewnym stopniu debilem. To nie uniknione – powiedział, uśmiechając
się, po czym razem z chłopakami poszedł w głąb pomieszczenia śmiejąc się
głośno. W tej samej chwili zabrzmiał dzwonek na lekcje.
- Idziemy – odezwała się Anne, po czym razem z
Moore poszły na matematykę. Sala znajdowała się na najwyższym piętrze szkoły,
więc kiedy dziewczyny pokonały ciągnące się w nieskończoność schody, były
nieźle zmęczone. – Zapomniałam ci o czymś powiedzieć – powiedziała prawie
szeptem Sengler.
- O czym? – spytała Andrea.
- Uważaj na. . . – Dziewczyna nie zdążyła
dokończyć, kiedy jej koleżanka potknęła się o próg, wpadając prosto w ramiona
nieznanego chłopaka. Jego włosy były czarne jak węgiel, z czerwonymi pasemkami
wyróżniającymi się w słońcu. Trzeba przyznać , że robiły ogromne wrażenie na
dziewczynach mijających go na korytarzu szkolnym, mimo iż były potargane na
wszystkie strony. Nie wiadomo czy układał je tak starannie, czy po prostu był
to wynik jego niedbałości, jednakże
pasowały mu do jego ciemnych oczu, które uwodziły każdą dziewczynę,
przyśpieszając bicie jej serca. O tak! Jego brązowe wręcz czarne oczy były
cudowne. Ukrywały każdy smutek i radość. Były niczym otchłań, która zabiera
wszystko, co napotka na swojej drodze. Teraz właśnie te oczy wpatrywały się w
Andreę, która pośpiesznie odsunęła się od chłopaka.
- Przepraszam – powiedziała, po czym ominęła
nieznajomego rumieniąc się. Chłopak uśmiechnął się tylko i poszedł dalej.
- Na próg. – Dokończyła w końcu zdanie Anne,
wyglądając za chłopakiem. Andrea patrzyła przez chwilę na znikającą za rogiem
sylwetkę nieznajomego. Nie mogła oderwać od niego wzroku dopiero Sengler
wyrwała ją z zadumy. – Ziemia do Andrei. Nie zaprzątaj sobie nim głowy. Ani ty,
ani ja, ani żadna inna dziewczyna nie ma u niego szans. Nie mówię, że żadna nie
starała się go uwieść, ale to jak próbować złapać powietrze. – Andrea potaknęła
jedynie głową na znak, że rozumie, co koleżanka chce przez to powiedzieć,
jednak to nie przeszkodziło jej, by do momentu, aż wejdzie do klasy odwracać
się za siebie czy przypadkiem chłopak nie stoi obok niej.
Kolejnego dnia tak jak zwykle, grupka
rówieśników Andrei usiadła przy jednym stoliku w stołówce. Na dworze padał
deszcz, stukając kroplami o parapet co nie wprawiało w dobry nastrój prawie
wszystkich uczniów. Lucas wbijał w leżące obok niego jabłko wykałaczki, Muriel
rozmawiała z Jessicą o nowo otworzonym sklepie w Los Angeles, zaś Anne pisała
wypracowanie na temat czy cyfra zero jest liczbą naturalną czy też nie i
dlaczego. Moore przyglądała się przyjaciołom, obracając w dłoni telefon i w
chwili, gdy spojrzała na Kevina, chłopak również patrzył w jej stronę.
Dziewczyna ruchem głowy wskazała mu drzwi wyjściowe. Sato zrozumiał, co Andrea
chce przez to powiedzieć, wiec pokiwał jej porozumiewawczo głową. Dziewczyna uśmiechnęła
się i kopnęła w nogę siedzącego obok niej Lucasa. Johnson o mało nie spadł z
krzesła przestraszony tym nagłym ruchem ze strony koleżanki, która identycznie
jak Kevinowi wskazała mu drzwi wyjściowe, po czym wstała z miejsca, a w jej
ślady poszli chłopacy. Pozostali byli zbyt zajęci innymi sprawami i nawet nie
zauważyli kiedy Lucas, Andrea i Kevin wyszli z pomieszczenia.
- Myślałem, że usnę na siedząco – mruknął Sato,
przecierając sobie oczy.
- Tak. Fatalna pogoda. To na pewno przez nią.
Człowiek czuje się taki zmęczony, że nawet się myśleć nie chce, a gdzie tu
jeszcze odsiedzieć w szkole pięć godzin. To szaleństwo – powiedziała Andrea,
kładąc swoją rękę na ramieniu Lucasa.
- Tak w ogóle to gdzie idziemy? – spytał
Kevin.
- Sama nie wiem. Chciałam się wyrwać od tego
sennego towarzystwa – odpowiedziała Andrea. Johnson rozejrzał się po korytarzu,
znajdując pustą ławkę tuż przy oknie z którego widać było parking dla
samochodów.
- Może tu usiądziemy? Świeże powietrze pod
dostatkiem, zawsze można uchylić okno no i widać kto wymyka się ze szkoły już
po trzeciej lekcji – odezwał się Lucas. Wszyscy przychylili się do jego
propozycji, siadając na ławce z której było widać ciągnący się korytarz szkolny
jak i to co działo się na parkingu. Nagle obok rówieśników przeszedł ten sam
chłopak, na którego Moore wpadła poprzedniego dnia na korytarzu. Był on w
towarzystwie dobrze zbudowanego chłopaka o krótkich, czarnych, potarganych
włosach, który energicznie coś gestykulował. Jego towarzysz uśmiechał się
ignorując fakt iż wszystkie dziewczyny, które mijali spoglądały na nich
zachłannie.
- Kim oni są? – spytała Andrea, pokazując
chłopaków. Sato i Lucas spojrzeli w wyznaczone miejsce.
- Aaa to Jona…
- Nie zadawaj się z nimi. – Wszedł Kevinowi w
słowo Lucas. Chłopak spojrzał na Johnsona ze zdziwieniem. – To nie jest
odpowiednie towarzystwo dla ciebie. – Dodał. Moore spojrzała na chłopaków
równocześnie. Kevin miał minę, jakby chciał dać do zrozumienia dziewczynie, że
nie wie o co chodzi koledze, jednak Lucasa twarz wyrażała coś w rodzaju
nienawiści do tamtych chłopaków.
- Czemu…
- Czas iść pod klasę, co nie Kevin? Niedługo
będzie dzwonek na koniec przerwy. – Lucas ponownie wszedł w słowo tym razem
Andrei. Johnson dał do zrozumienia Kevinowi, że ma potwierdzić jego zdanie, na
co chłopak pokiwał przytakująco głową i wszyscy ruszyli w swoją stronę na
lekcję. Andrea miała mieć język angielski w sali numer 20. Szybkim krokiem
poszła w tamtą stronę, by nie spóźnić się na lekcje. Kiedy dotarła pod klasę
zobaczyła, że przy drzwiach stoi Jessica.
-An – zawołała dziewczyna, machając do Moore.
Andrea podeszła do Hallows. – W końcu
masz jakąś lekcję ze mną. – Ucieszyła się Jessica.
- Tak – westchnęła jej koleżanka, rozglądając się po korytarzu. Dziewczyna również rozejrzała się chcąc zobaczyć to co Andrea, jednak po chwili zrezygnowała z tego i spytała.
- Tak – westchnęła jej koleżanka, rozglądając się po korytarzu. Dziewczyna również rozejrzała się chcąc zobaczyć to co Andrea, jednak po chwili zrezygnowała z tego i spytała.
- Za czym tak się rozglądasz? – Moore
spojrzała na nią sennym wzrokiem, jakby wyrwana z głębokiego snu.
- Ja? Za niczym… Tak tylko… - odpowiedziała
dziewczyna i wtedy to zobaczyła. Ten sam tajemniczy chłopak, na którego
wzmiankę Lucas tak się zdenerwował. – Jess. Kim on jest? Kiedy pytałam Johnsona
zrobił się strasznie nerwowy. – Hallows spojrzała w miejsce, które wskazała jej
koleżanka.
- Ach. . . To Jonathan Trevor. Ma 19 lat i
jest niesamowicie przystojny. Ma trójkę rodzeństwa. Alice, Megan i Joe’go. Jak
na mój gust jednak to on jest najnormalniejszy z całej czwórki – odpowiedziała
Jessica głosem, jakby sama się zastanawiała nad tym czy to co powiedziała jest
prawdą.
- Ale czemu Lucas…
- Nie wiem – powiedziała Hellows, jakby
wiedziała o co chce ją zapytać Andrea. – On jak i Muriel nie za bardzo lubią tą
rodzinę dlatego staramy się o nich nie wspominać w towarzystwie Johnsona i Fox.
To ich bardzo drażni. – Dodała dziewczyna. Moore pokręciła porozumiewawczo
głową, po czym razem z resztą klasy weszła do sali, którą właśnie otworzył
nauczyciel. Andrea usiadła w trzeciej ławce od końca razem z nieznaną sobie
dziewczyną o rudych włosach. Jessica usiadła ławkę obok, uśmiechając się do
Moore. Koleżanka odwzajemniła uśmiech, po czym zaczęła się lekcja. Przez cały
ten czas dziewczyna rozmyślała o tym co powiedziała jej Hellows, jak i o
reakcji Lucasa. Z rozmyślań wyrwała ją wibracja telefonu komórkowego. Ukradkiem
wyciągnęła komórkę i przeczytała sms’a który do niej przyszedł.
*On
ciągle się na Ciebie gapi J
Andrea
schowała telefon do kieszeni, po czym spojrzała na Jessice, która dyskretnie
wskazała jej ostatnią ławkę tuż przy ścianie. Moore spojrzała się w tamtą
stronę. Siedział tam Jonathan i patrzył na nią jednak, gdy ich oczy się
spotkały szybko zwrócił wzrok w inną stronę. Dziewczyna nieco się zdziwiła
widząc o dwa lata starszego chłopaka w
jej klasie więc szybko odpisała koleżance.
*Co
on robi w naszej sali.? – Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
*Och.
Czasami wiek w klasie nie ma znaczenia. Na podstawowych przedmiotach i tak
każdy uczy się tego samego. – Moore jeszcze raz spojrzała na chłopaka, który i
tym razem na nią patrzył i też jak wtedy szybko odwrócił wzrok w inną stronę. Andrea
uśmiechnęła się do siebie i mimo iż w wyobraźni nadal widziała zdenerwowaną
twarz Lucasa coś jej mówiło, że musi poznać tego chłopaka. Bez względu na to,
co powiedzą Johnson jak i Fox, gdy się o tym dowiedzą. Wiedziała, że tylko tak
może się dowiedzieć czemu jej rówieśnicy nie pałają sympatią do rodziny
Trevorów i być może uda jej się jakoś ich pogodzić. Możliwe jest także, że
właśnie oni będą kluczem, który otworzy przed Andreą nowy rozdział w jej życiu.
. .
0 komentarze