Angel Of Darkness

by - 22:15



Rozdział 4
         Nastał grudzień. Deszcz padał cały dzień, utrudniając dojazd do szkoły. Strużki deszczu ściekały wściekle po bokach jezdni, wpadając do najbliższych studzienek kanalizacyjnych. Gdzieniegdzie tworzyły się wielkie kałuże, w których odbijały się przydrożne krzaczki. Pogoda nie sprzyjała dobremu humorowi, jednak to nie zwalniało co niektórych z przyjścia do szkoły. Tak samo było z dziewczynami Moore.
 - Nie zapomnij w drodze powrotnej kupić tuszu do drukarki! – zawołała za Alex jej mama, kiedy ta razem z siostrą wsiadała do samochodu.
 - Nie zapomnę! – powiedziała dziewczyna, po czym samochód wyjechał na drogę, skręcając w lewo na pierwszym skrzyżowaniu. – Jak tam twoje dochodzenie w sprawie tajemniczej rodziny? – spytała z nutą ironii w głosie Alex.
 - Nic do tyłu i nic do przodu. Stoję w miejscu. Każda nawet najmniejsza wzmianka przy Muriel i Lucasie o Trevorach jest jak rozpoczęcie wojny, a ja nawet nie wiem jak zacząć znajomość z Jonathanem lub jego rodzeństwem.
 - Normalnie – odpowiedziała jej dziarsko siostra. – Podchodzisz, uśmiechasz się zalotnie, po czym się przedstawiasz. – Moore parsknęła śmiechem.
 - Tak… Gdyby wszystko było takie proste i oczywiste ludzie nie mieliby problemów – powiedziała młodsza siostra, na co Alex przewróciła oczami. Dziewczyny jechały w milczeniu przez dłuższą część drogi. Dopiero prawie przy szkole odezwała się starsza siostra.
 - Gdybyś była odrobinę odważniejsza to byś do niego zagadała - powiedziała jedną ręką, wyciągając telefon, który już od dłuższej chwili dzwonił jej w kieszeni. – Tak słucham?. . . O cześć. . . Ja? No jadę do szkoły i. . och!! – krzyknęła dziewczyna. Samochód niebezpiecznie wpadł w poślizg, wjeżdżając w płot. Dziewczynom nie stało się nic złego, jednak spod maski auta ulatniał się dym. Siostry przez moment siedziały w samochodzie, jakby nie dochodziło do nich co się stało. Dopiero, gdy ktoś zapukał w szybę samochodu obie ocknęły się z odrętwienia. Na zewnątrz stał chłopak, którego Alex nie znała jednak jej młodsza siostra doskonale wiedziała kto to jest. To był Jonathan. Instynktownie zwróciła swoją twarz w innym kierunku, rumieniąc się na twarzy. Nie chciała poznawać chłopaka w tak niekomfortowej sytuacji.
 - Coś się stało? Jechałem za wami i zobaczyłem jak was zarzuciło – powiedział Trevor.
 - Nam nic nie jest, ale mama nas zabije jak zobaczy samochód – rzekła Alex, zakładając na głowę kaptur i wysiadając z auta.  W jej ślady poszła również Andrea, by nie wyglądało głupio, że siedzi w wozie, myśląc iż niedługo jej siostra jakby nigdy nic wsiądzie do samochodu i odjadą w dalszą drogę.
 - Przepraszam zapomniałem się przedstawić. Jonathan Trevor – powiedział chłopak, wyciągając do Alex rękę. Dziewczyna uścisnęła jego dłoń, uśmiechając się serdecznie. – Jestem samochodem z rodzeństwem. Może was gdzieś podwieźć? – spytał, patrząc ze zrozumieniem na rozwalone auto.
 - Alex – odpowiedziała dziewczyna. - A to moja siostra Andrea. – Dodała, wskazując na siostrę. - W zasadzie to jechałyśmy do szkoły, ale chyba zadzwonimy po kogoś, żeby odholował samochód i dziś urwiemy się z zajęć – rzekła starsza siostra. Andrea nagle ożyła jakby zapomniała o obecności Trevora.
 - Muszę dostać się do szkoły! Na drugiej lekcji mam prezentacje o stosunkach międzynarodowych USA  z państwami należącymi do Unii Europejskiej – oburzyła się Moore. – Przejdę się na pieszo. Nie mam daleko, a ty jak chcesz to wróć do domu i powiedz mamie, że pies wyskoczył nam na drogę – Dodała, wyciągając z samochodu swoją torbę. Alex przytaknęła porozumiewawczo głową, po czym uśmiechnęła się do siostry. Moore odwzajemniła uśmiech i ruszyła na pieszo do szkoły. Nie długo szła w samotności, ponieważ pięć minut później ktoś ją dogonił. To był Trevor.
 - Pomyślałem, że potowarzyszę ci w drodze do szkoły. To dosyć niebezpieczny kawałek drogi – powiedział chłopak, gdy Andrea go zauważyła i nieznacznie się do niego uśmiechnęła.
 - To miło z twojej strony – rzekła Moore lekko się rumieniąc. Chciała jeszcze coś dodać, ale chłopak jakby czytał w jej myślach.
 - Mój brat przyjedzie samochodem do szkoły. – Dziewczyna tylko pokręciła porozumiewawczo głową. Oboje szli w milczeniu przez opustoszałe uliczki. Nie odzywali się często jedynie co jakiś czas zerkali na siebie. W końcu, gdy doszli do szkoły oboje się zatrzymali.
 - Dziękuję za towarzystwo – powiedziała Andrea. Oczy chłopaka wyrażały radość, że mógł dotrzymać Moore towarzystwa. Uśmiechnął się i powiedział.
 - Nie ma za co. Miło było cię poznać…
 - Andrea.
 - Właśnie. Andrea. Muszę zapamiętać – rzekł chłopak, wchodząc na pierwszy schodek wiodący do szkoły. – Gdybyś kiedyś potrzebowała pomocy to…
 - Tutaj jesteś! Szukamy cie – zawołał jakiś kobiecy głos. Jonathan jak i Andrea spojrzeli w stronę wejścia do szkoły. W drzwiach stała szczupła dziewczyna, z wzrokiem utkwionym w Trevorze. Była śliczna. Jej długie, lśniące lekko kręcone włosy opadały delikatnie na jej ramiona. Nie wyglądała na zadowoloną, widząc Jonathana w towarzystwie Moore, jednak nie wyraziła swojej opinii na głos. Chłopak spojrzał na Moore następnie na dziewczynę, po czym podszedł do niej.
 - No to do zobaczenia – powiedział jedynie i razem z ciemnowłosą pięknością wszedł do szkoły. Andrea również długo nie stała na dworze, ponieważ z nieba padał deszcz, a dziewczyna nie chciała jeszcze bardziej zmoknąć. Szybkim krokiem ruszyła w stronę klasy, gdzie miały się odbyć jej pierwsze zajęcia, rozpamiętując spotkanie z Trevorem. Od tego incydentu dziewczyna była przez cały czas jakby obecna ciałem, ale nie duszą. Często zamyślona, zdarzało się, że mówiła coś o czym akurat myślała, jednak najbardziej rówieśników Andrei irytował fakt, iż wcale nie słuchała tego co do niej mówią.
 - Andrea! – krzyknął jej nad uchem Lucas tak głośno, że Moore przestraszona podskoczyła na krześle. – Nic do ciebie nie dociera – powiedział oburzony chłopak, gdy dziewczyna na niego spojrzała.
 - Przepraszam. . . Zamyśliłam się – rzekła Andrea, odgarniając z czoła swoje włosy. Rówieśnicy spojrzeli na nią podejrzanie, jednak dziewczyna nie dała się wytrącić z równowagi. Uśmiechnęła się przyjaźnie, po czym wstała z ławki, pakując swoje książki rozłożone po całym stoliku. - Jess. Mogę cię prosić na słówko? – spytała koleżankę, która siedziała naprzeciwko niej. Obie wstały i wyszły w opustoszałe miejsce. Andrea musiała się komuś wygadać i stwierdziła, że tylko Jessica ją zrozumie i nie będzie miała nic przeciwko jej znajomości z Trevorem. Hallows była dziewczyną nazbyt roztrzepaną, jednak bardziej otwartą i rozmowną niżeli Anne, zaś Muriel na samo wspomnienie o Jonathanie powiedziałaby, że Andrea może skończyć temat. Dziewczyna potrzebowała bratniej duszy, która ją zrozumie, lecz nie chodziło tu o siostrę tylko o osobę, która mogłaby coś doradzić w sposób subiektywny, patrząc na to wszystko z boku. Taka była właśnie Jessica. Dziewczyna spojrzała pytająco na Moore. – Rozmawiałam z nim – powiedziała w końcu Andrea, jednak po minie Hallows można było wywnioskować, iż nie rozumie koleżanki. Dziewczyna przewróciła oczami. – Z Trevorem. Szliśmy razem kawałek do szkoły. – Jessica otworzyła buzię, jakby chciała coś powiedzieć, potem ją zamknęła i znów otworzyła.
 - A jeśli Lucas. . .
 - Nie dowie się. Dlatego mówię to tobie, a nie im. Mam do ciebie prośbę – powiedziała Andrea, zaciągając koleżankę w róg by nikt ich nie usłyszał. – Będziesz mnie kryć – rzekła po dłuższej chwili ciszy. Jessica zrobiła lekko zdziwioną minę.
 - Kryć? Ale w jaki sposób? – spytała.
 - Po prostu nikt nie może się dowiedzieć, że kiedykolwiek rozmawiałam i chociażby spojrzałam na Trevorów. Zwłaszcza na Jonathana – opowiedziała Andrea. Hallows pokręciła porozumiewawczo głową i uśmiechnęła się do dziewczyny.
 - Dobrze. Nikomu nie powiem jeśli ci na tym tak bardzo zależy – rzekła Jessica i uścisnęła przyjaźnie Andreę.
Od tego momentu obie dziewczyny spędzały ze sobą więcej czasu. Hallows starała się być w towarzystwie Andrei nieco bardziej rozważna nich dotychczas jednak nie przeszkadzało to im, by od czasu do czasu powariować jak niegdyś Moore wraz ze swoimi przyjaciółkami z Nowego Jorku. Tak. . . Wspomnienie przyjaciółek z dawnego miejsca zamieszkania dziewczyny nie było szczególnie radosnym wspomnieniem. Nadal za nimi tęskniła, jednak zrozumiała, że musi iść do przodu i żyć bez nich; tysiące kilometrów dalej. Radziła sobie z tym jakoś, pisząc do dziewczyn długie listy i rozmawiając z nimi przez MSN, gdy tylko znalazła chwilę wolnego czasu pod wieczór. Pomimo odległości, która je dzieliła nadal były przyjaciółkami, a co najważniejsze i co ucieszyło Andreę, miały przyjechać do niej w święto Bożego Narodzenia. Z tejże okazji dziewczyna postanowiła wraz z przyjaciółmi ze szkoły posprzątać swój pokój, który wyglądał jakby przeszło przez nie tornado.
 - Co to jest? – spytał Lucas, wyciągając spod łóżka jakiś skrawek czerwonej szmatki i podając Kevinowi. Anne szybko odebrała mu zdobycz i wręczyła Moore, która stała za ruchomą ścianą za którą trzymała wszystkie swoje rzeczy.  - Mówiłam ci, że wpuszczenie dwóch facetów do twojego pokoju nie będzie dobrym pomysłem – powiedziała dziewczyna, spoglądając na chłopaków, którzy zrobili niewinne miny.
 - Daj im spokój Anne. Maja taką okazję pierwszy i ostatni raz – odezwała się Muriel, wchodząc do pokoju z miską pełną wody z piana. – Gdzie ci położyć? – spytała. Andrea rozejrzała się za jakimś wolnym miejscem na podłodze, lecz widząc że takiego nie znajdzie odgarnęła nogą kupkę ciuchów.
 - Tutaj – powiedziała, po czym znów zniknęła za ścianą, układając stertę ubrań.
         Po dwóch godzinach męczącej pracy Lucas zaprosił wszystkich na mały spacer po mieście. Odwiedzili pobliską restaurację, by zjeść coś na szybko, po czym powolnym krokiem każdy zaczął się rozchodzić w swoje strony. Kolejny dzień miał wpisać się do kalendarza Andrei jako jeden z najlepszych, dlatego też szybko poszła spać, by kolejnego dnia wstać wcześnie i być przygotowana na spotkanie z przyjaciółkami z Nowego Jorku, których dawno nie widziała. Rozpierała ją radość, że zobaczy dziewczyny po tak długim czasie, planując każdą minutę ich spotkania. Gdy nadszedł ten oczekiwany dzień, Andrea szybko wstała z łóżka, ubrała się pośpiesznie i zeszła na dół zrobić sobie coś do jedzenia. Jej mama i tata krzątali się już po mieszkaniu, szykując się do pracy. Niestety nie mogli oni przywitać koleżanek Moore jednak byli przekonani, iż dziewczyny nie będą miały im tego za złe.
 - Pozdrów je od nas. Dziś wracamy późno do domu.  W lodówce znajdziesz coś do jedzenia, po za tym niedaleko jest restauracja możecie tam coś zjeść – powiedziała mama Andrei, pijąc ostatni łyk porannej kawy i wstając od stołu. – W razie gdyby coś się stało dzwoń. – Dodała, po czym ubrała kurtkę i wyszła na zewnątrz.
 - Z jakiego lotniska dziewczyny przylecą? – spytał tata.
 - Z El Monte. Pojadę tam z Lucasem. Zaoferował się twierdząc, że bardzo dobrze zna te tereny – odpowiedziała Andrea, uśmiechając się. Jej tata wzruszył ramionami.
 - Ten Lucas to od chwili jak się tu wprowadziliśmy oferuje się z pomocą. Może ma w tym jakiś cel? – Moore spojrzała na tatę z nieukrywanym rozbawieniem.
 - Tato. To mój kolega i nic po za tym. Z resztą czy nie powinieneś już jechać do pracy? – spytała dziewczyna, po czym jej tata uśmiechnął się i wyszedł z mieszkania. Na zegarze wybiła siódma z rana, z góry dochodziły już dźwięki muzyki, którą Alex włączyła, by się dobudzić. Z zewnątrz dobiegał szum przejeżdżających samochodów. W tej ciszy wszystko wydawało się jakby ktoś podkręcił regulatory głośności. Andrea nie wytrzymała. Chwyciła kurtkę wiszącą na wieszaku i wyszła na dwór. Na dworze było słonecznie i bezchmurnie. Słońce próbowało się przedostać przez ogromne liście palm rosnących przy ulicy, by zalać słonecznymi promieniami ścieżki i chodniki. Do przyjazdu dziewczyn Dowell brakowało dwóch godzin, jednak Andrea tak się niecierpliwiła, że już teraz ruszyła w stronę domu Lucasa. Kiedy zadzwoniła do drzwi chłopak wyłonił się ubrany do połowy z potarganymi włosami na wszystkie strony.
 - Myślałem, że twoje koleżanki przyjeżdżają o dziewiątej, a nie o siódmej – powiedział Lucas, zapraszając Andreę gestem do środka. Dziewczyna weszła, kierując swe kroki do kuchni.
 - Tak wiem, ale nie mogłam znaleźć sobie miejsca u siebie w domu. Jestem taka podekscytowana – odpowiedziała Moore. Johnson ubrał na siebie koszulkę, po czym usiadł przy stole z kubkiem wody.
 - Jeśli chcesz możemy już jechać – powiedział bez życia Lucas. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
 - Przecież mamy jeszcze masę czasu – rzekła.
 - Tak. Jeśli masz zamiar jechać samochodem. Jeśli jednak chcesz możemy wyruszyć rowerem, a wtedy musimy wyjechać bynajmniej półtorej godziny szybciej – odparł chłopak. Twarz Andrei natychmiastowo się rozpromieniła.
 - No to ruszamy. Dziewczyny lubią spacery. Pokażemy im ciekawsze miejsca – powiedziała, wyobrażając sobie w myślach jak pokazuje przyjaciółkom okolicę. Johnson wstał z krzesła.
 - Zapraszam – rzekł, wskazując dziewczynie drzwi i uśmiechając się do niej zawadiacko, po czym on jak i Moore wyszli z jego domu.

You May Also Like

0 komentarze

.sidebar .widget {text-align: center !important;}