Naznaczona słowem

by - 22:52


1.

W wiosce zwanej ówcześnie Avenom narodzi się dziecię, które posiądzie siłę jednoczenia narodów. Nie będzie się niczym różnić od innych, lecz mocą dorówna najpotężniejszym na ziemi. Tylko ono może zniszczyć zło, które planuje zagładę całego Królestwa Skaya. Pierścień stworzony ręką goblina wskaże właściwy kierunek, a mrok przyjacielem będzie dla poszukiwaczy. Lecz strzeżcie się! Ponieważ nie wszystko, co istnieje widzimy w istocie takim, jakim się wydaje, a to co widoczne nie zawsze ma swoje miejsce w rzeczywistości.
***
      Na południu Królestwa Skaya, słońce powoli kryło się za horyzontem. Jego ostatnie promienie przebijały się przez czerwone chmury, delikatnie padając na stare, kamienne uliczki, po których za dnia chodzą wszyscy mieszkańcy Avenom. Cienie drzew powoli pochłaniał zbliżający się mrok. Na jednej z gałęzi przysiadła sowa, a echo jej pohukiwania rozniosło się po całej wsi. Cisza jaka zapanowała po całym dniu ulicznego zgiełku zdawała być się przytłaczająca i nie do zniesienia. Każdy, nawet najmniejszy szmer, wydawał się być głośny. Na niebie zaczęły pojawiać się miliony gwiazd, oświetlając Avenom swoim blaskiem. Wśród szelestu liści słychać było cykanie świerszczy i ujadanie psów, chcących oswobodzić się z łańcuchów. Czarny kot wspiął się na parapet jednego z okien małej chatki. Przeciągając się leniwie zajrzał do wnętrza pomieszczenia, gdzie jego oczy spotkały się z oczami dziewięcioletniej dziewczynki, obserwującej go uważnie. Zwierze nastroszyło futro i zeskoczyło na trawę, znikając za krzewem malin, zaś mała zaczęła chichotać pod nosem. Przez chwilę wpatrywała się jeszcze w coraz ciemniejący krajobraz za szybą, jednak aromatyczne zapachy drażniące jej nos wygrały z uśpionym obrazem wsi. Zeskoczyła z krzesła, na którym stała i ruszyła w kierunku kuchni, z której wydobywał się zapach gotowanych warzyw, przyprawionych różnymi ziołami. Przy stole zastawionym jedzeniem krzątała się pulchna kobieta, spoglądając od czasu do czasu na bawiącego się w kącie małego chłopca.
- Videl, połóż brata do łóżeczka – powiedziała, zauważając dziewczynkę w drzwiach. Ta skinęła głową, biorąc malca na ręce i wychodząc z pomieszczenia. Chłopczyk śmiał się i gaworzył po swojemu, ciągnąc siostrę delikatnie za kosmyki włosów, póki ostrożnie nie ułożyła go na posłaniu. Mały próbował jeszcze je dosięgnąć, ale zrezygnowany, pochwycił jej rękę, starając się mocno trzymać za palce. Jego wzrok przyciągnął srebrny pierścień z rzeźbionym smokiem. Dziewczynka zauważyła, że brat jest nim zainteresowany, więc ściągnęła go i założyła chłopcu na malutki palec.
- Jesteś za mały, by go nosić, Adimie. – Uśmiechnęła się, obserwując malca, który przyglądał się błyskotce swoimi błękitnymi oczami. Wydawało się, że rozumiał wiele rzeczy, w tym, że jeśli się poruszy, pierścień spadnie mu z palca. Siostra z podziwem patrzyła na Adima, który nawet nie drgnął wciąż oglądając przedmiot. Oczy wyrzeźbionego smoka błyszczały za każdym razem, gdy chłopiec lekko się poruszył. Videl, widząc że chłopiec powoli zamyka oczka, wzięła do ręki jedną z książek leżących na stoliku obok łóżeczka i zaczęła czytać po cichu jej treść. Wiedziała, że w taki sposób mały Adim zaśnie szybciej, a ona będzie mogła iść na przygotowywaną przez matkę kolację. Pochłonięta lekturą całkowicie zapomniała, że nie zabrała bratu swojego pierścienia uwieszonego na delikatnym rzemyku, a teraz gdy śpi, najmniejszy ruch może zbudzić go ze snu.
- Wezmę go jutro. – Pomyślała, odkładając książkę i po cichu wyszła z pokoju. W kuchni zapachy stały się jeszcze intensywniejsze niż kiedy była tu wcześniej.
- Gdzie jest tatuś? – spytała, zauważając nieobecność jednego z rodziców. Matka uśmiechnęła się do niej czule, ściągając fartuch i nalewając do dwóch metalowych kubków wrzącą wodę.
- Przysłał wiadomość, że wróci za dwa dni. Kupcy z sąsiedniego miasta zablokowali wszystkie drogi i musi przeczekać, aż znów będą przejezdne. – Dziewczynka przytaknęła w ciszy kończąc jeść kolację. Przyzwyczajona była, że jej tata nie zawsze był w domu. Jako kupiec często podróżował po całym królestwie, dlatego zdarzało się, że wracał po dwóch, a nawet trzech dniach.
Najedzona dziewczynka, umyła się, po czym wskoczyła do łóżka. Była zmęczona po dzisiejszym dniu spędzonym z rówieśnikami, więc szybko zasnęła, zostawiając realny świat za sobą. Śniły jej się łąki usiane kwiatami i nie spotykane dotychczas zwierzęta, które chciała dotknąć, nie zważając na to, że mogą być niebezpieczne. Kiedy już prawie dotknęła sierści jednego z nich, jej uszy wypełnił przeraźliwy krzyk. Przestraszona od razu się zbudziła myśląc, że to stworzenie we śnie wydawało z siebie taki dźwięk, jednak głosy pochodziły ze wsi. Nagle w Avenom zrobiło się jasno jak za dnia, a krzyki przybierały na sile. Videl wyjrzała przez okno, by zobaczyć co się stało i kiedy tylko ujrzała co się dzieje, jej oczy otworzyły się szeroko z przerażenia. Wielka armia uzbrojonych ludzi wkroczyła do miejscowości, podpalając wszystko, co stanęło im na drodze. Ludzie w panice uciekali z domów, jednak tamci bez skrupułów zabijali każdego, kogo zauważyli. Nieznajomi wchodzili do wszystkich mieszkań, a gdy po paru minutach z nich wychodzili, domki zajmowały się ogniem. Dopiero wtedy dziewczynka zrozumiała jakie grozi jej niebezpieczeństwo. Bez chwili namysłu wybiegła z pokoju, by odnaleźć matkę i swojego małego braciszka. Znalazła ich oboje w kuchni. Kobieta trzymała na rękach dziecko, szukając bezpiecznej kryjówki dla synka, kiedy zauważyła swoją córkę jej twarz stała się jeszcze bledsza.
- Co ty tu robisz?! Już dawno powinnaś się ukryć! – krzyknęła jej matka, kładąc Adima w małej szafce zasłoniętej przez pęki wysuszonych ziół.
- Ja…
- Szybko! Nie mamy czasu! Musisz się prędko schować! – Videl spojrzała przerażona na matkę, w jej oczach zauważyła prośbę, by jej córka jak najprędzej znalazła sobie schronienie. Z niemym „kocham cię” na ustach wybiegła z kuchni, pędząc do swojego pokoju. Hałas zbliżającej się armii był coraz bardziej wyraźny. Dziewczynka przesunęła mały dywanik i podniosła luźną deskę podłogi. Pod nią znajdowała się małych rozmiarów dziura, w którą Videl bez problemu weszła, zakrywając ponownie otwór. Nawet jej rodzice nie wiedzieli o tym schowku. Trzymała tu swoje najcenniejsze skarby. W środku zapanowała ciemność. Jedynie odgłosy z zewnątrz podpowiadały dziewczynce, co się dzieje. Ogień rozprzestrzeniający się we wsi, niemal rozgrzewał wnętrze jej małego pokoiku. Nagle, Videl usłyszała potężny huk, wyłamywanych drzwi. Wiedziała, że złoczyńcy znajdują się w jej domu. Modliła się jedynie, by reszta rodziny była bezpiecznie schowana. Kiedy już była pewna, że nieznajomi niczego nie znaleźli, usłyszała krzyk jednego z nich.
- Przeszukać dom i zabić niepotrzebnych. – Tupot ciężkich butów rozprzestrzenił się po całym mieszkaniu. Oczami wyobraźni widziała, jak uzbrojeni mężczyźni wchodzili do pomieszczeń i niszczyli wszystko, co tak bardzo kochała. Łzy napłynęły jej do oczu jednak nie wydobyła z gardła ani jednego dźwięku. Wiedziała, że to może sprowadzić na nią duże kłopoty, a w najgorszym wypadku zostanie zabita. Jej serce łomotało w piersi jak szalone ze strachu, kiedy ziarenka piasku przedostały się przez luźną deskę do jej kryjówki. Czuła obecność kogoś złego w pokoju. Kogoś kto otwiera szafki i zagląda pod łóżko. Bała się nawet poruszyć w obawie, że może być odnaleziona. Po kilku minutach nieznajomy opuścił pomieszczenie, dołączając do pozostałych ludzi przeszukujących inne miejsca. Wtem dziewczynka usłyszała jak jej braciszek kichnął. W mieszkaniu zapanowała grobowa cisza.
- Co to było? – spytał mężczyzna niskim głosem. – Ktoś tu jest – dodał, a chwilę potem rozpętało się piekło. Jeden z nich odnalazł kryjówkę Adima i kobiety skrywającej dziecko w swoich ramionach. Po odgłosach można było wywnioskować, że wyciągnięto ją brutalnie z szafki i rozdzielono z malcem.
- Proszę! Błagam! Zostawcie go! – krzyczała kobieta przez łzy. Videl nadal siedziała w swoim schowku zbyt przerażona, by zareagować. Jej nogi odmówiły posłuszeństwa, a krzyk utkwił w gardle. Nie była w stanie nic zrobić, jedynie przysłuchiwać się błaganiom swojej matki. Adim zaczął płakać, co jeszcze bardziej rozdzierało serce dziewczynki. Wiedziała, że głosy cierpiącej rodziny pozostaną w jej pamięci do końca życia. Chciała, żeby ten koszmar się już skończył, by nieznajomi ludzie wyszli z jej domu i nigdy więcej się nie pokazali.
- To on – powiedział jeden z nich. – Idziemy. – Płacz Adima stawał się coraz mniej słyszalny. Videl była pewna, że mężczyzna zabrał go ze sobą. W mieszkaniu słychać było przeraźliwy krzyk kobiety błagającej, by zostawić malca w spokoju.
- A co z nią? – spytał ktoś inny.
- Zabić niepotrzebnych! – Dało się słyszeć niewyraźny rozkaz. Nagle krzyki matki ucichły. W domu zrobiło się przeraźliwie cicho, a nieznajomi opuścili chatkę. Jedynym dźwiękiem był trzask palącego się drewna i skowyt psów. Dziewczynka bała się jeszcze wyjść ze swojej kryjówki. Dopiero teraz cały ból i smutek wyszedł na powierzchnię. Łzy strumieniami wylewały się z jej małych oczu. Czuła w głębi serca, że stało się coś strasznego, jednak nie miała odwagi, by wyjść z ukrycia i zobaczyć co to było. Skulona w małej, ciemnej dziurze trzęsła się na całym ciele ze strachu. W jej uszach, jak echo odbijały się krzyki i złowrogie rozkazy nieznajomych. Jeszcze długo nie mogła zasnąć, wrażliwa na każdy dźwięk, jednak kiedy zamknęła mokre od łez oczy, zapadła w sen, budząc się dopiero następnego dnia.

            Mimo rozpoczynającego się dnia, nie było słychać codziennego, ulicznego gwaru towarzyszącego budzącej się wsi. Nikt nie nawoływał do kupna nowej gazety, ani świeżych owoców. Panowała niezmącona niczym cisza, co nie było normalne. Videl ocknęła się nadal schowana w małej dziurze. Przecierając oczy, ostrożnie odsunęła deskę, patrząc przez szparkę, czy może bezpiecznie wyjść z ukrycia. Nie zauważając żadnego zagrożenia, wydostała się z ciemnego miejsca, otrzepując swoją piżamę z piasku. Jedyne co chciała teraz zobaczyć to swoją rodzinę całą i zdrową. Pośpiesznie wyszła z pokoju, kierując się do kuchni. Kiedy tylko do niej weszła jej kolana ugięły się pod ciężarem tego, co zobaczyła. Z jej ust wydostał się ogłuszający wrzask cierpienia i rozpaczy malującej się na jej twarzy. Ręką zasłoniła sobie usta, by stłumić krzyk i na kolanach doczołgała się do leżącej we krwi na podłodze kobiety. Miała otworzone oczy, które martwym wzrokiem patrzyły w coś na suficie. Jej usta były rozchylone w niemym krzyku błagającym, by zostawić jej dziecko. Walczyła do końca, byle tylko ochronić swojego syna, lecz na próżno. Złoczyńcy zabrali go ze sobą, a ją bez skrupułów zamordowali. Dziewczynka nie mogła oderwać wzroku od swojej nieżyjącej rodzicielki. Gorące łzy spadały na siną twarz nieboszczki, która już nigdy nie przytuli małej do swojej piersi. Już nigdy nie podniesie na nią głosu, ani nie uśmiechnie się czule do córki. Videl była sama. Ta informacja była dla niej jak sztylet wbity w serce. Została sama i nie było nikogo, kto mógłby się nią zaopiekować. Zrozpaczona musiała wyjść z domu. Zapach krwi przyprawiał ją o mdłości, jednak na dworze nie było wcale lepiej. Kamienna uliczka wyglądała jak po wielkiej ulewie… ulewie krwi. Dookoła leżało pełno trupów. Znajome twarze łypały na Videl swoimi martwymi oczyma. Dziewczynka zrobiła krok do przodu i omal się nie potknęła. Pod stopą wyczuła coś miękkiego. Wiedziała, że ten widok będzie straszny, jednak siłą woli spojrzała w dół. Stała na oderwanej kończynie ręki, kogoś małego, kogoś z kim jeszcze wczoraj bawiła się na podwórku, a dziś jego ciało leżało bezwładnie metr dalej z ręką, z której nie tak dawno wypływała krew. Videl nie wytrzymała. Zaczęła płakać i krzyczeć na przemian. Wszyscy których kochała leżeli martwi. Zła armia nie oszczędziła nikogo, pozostawiając po sobie odór śmierci. Dziewczynka na ślepo wchodziła do prawie spalonych doszczętnie domów w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby przeżyć, jednak nikogo nie odnalazła. Zrezygnowana, starając się nie patrzeć na wypełnione uliczki trupami, wróciła do domu. Ze łzami obmyła matkę z krwi i z wysiłkiem położyła jej bezwładne ciało na łóżko. Jeszcze nigdy nie brała udziału w pogrzebie, a tym bardziej go nie wyprawiała, jednak coś jej podpowiadało, że trzeba z uszanowaniem traktować opuszczone przez duszę ciało. Delikatnie zamknęła powieki kobiecie, która teraz wyglądała jak pogrążona we śnie, po czym udała się na oddaloną od Avenom łąkę, by nazbierać parę kwiatów na pożegnalny bukiecik. Jej mama kochała rośliny. Znała każdą odmianę rosnącą w okolicy, a swoją pasją próbowała zarazić córkę. Dziewczynka zerwała stokrotki, które w szczególności upodobała sobie kobieta. Były białe i małe jednak zachwycały swoim pięknem. Niewinnie czyste i skromne rosły w wysokiej trawie. Videl chciała już wracać do wioski, gdy od północy zauważyła czarne postacie zbliżające się szybko w jej stronę. Jeszcze dobrze nie pozbierała się po wydarzeniach z minionej nocy, a jej oczom ukazała się kolejny raz złowieszcza plama formująca się w masę ludzi. Gdy spostrzegła, że jedna postać na koniu wyszła na przód i galopem zbliżała się coraz bliżej dziewczynki, nie zastanawiała się dłużej. Wyrzuciła niedawno zerwane kwiaty i zaczęła uciekać w stronę Avenom. Gdy znalazła się na terytorium wsi, obróciła się w stronę nieznajomych przez co potknęła się, skręcając nogę w kostce. Mimo to czołgała się w stronę swojego domu, byle tylko znaleźć się jak najdalej ciemnych postaci. Cała umazana od krwi i błota posuwała się kawałek po kawałku z poranioną nogą, jak złapane w pułapkę zwierzę. Wiedziała, że nie ma najmniejszych szans na ucieczkę, jednak nie poddawała się. Walczyła do końca o swoje życie. Nieznajomy na koniu w końcu do niej dobiegł, zagradzając jej drogę. Dziewczynka zamknęła oczy, kuląc się na ziemi i chowając głowę w rękach, zaś ten zeskoczył z konia powoli zbliżając się do Videl.
- Proszę mnie nie krzywdzić! Nie mam nic cennego, ale zrobię wszystko, tylko proszę mnie nie zabijać – powiedziała drżącym głosem.
- Piusie, znalazłem jedną! – krzyknęła postać, jakby nie zwracała uwagi na słowa Videl. Reszta ludzi dołączyła do nieznajomego pilnującego dziewczynki. Wszyscy przyglądali się jej z zaciekawieniem, mówiąc pod nosem jakim cudem przeżyła na takim pustkowiu. W końcu zapadła grobowa cisza. Mała nie otwierała oczu, czekając na zadanie jej śmiertelnego ciosu. Myślała, że już niedługo spotka się ze swoją rodziną w niebie, jednak żaden ból nie nastąpił. Nie poczuła nic prócz delikatnej ręki na swojej głowie, która głaskała ją czule po włosach.
- Powiedz, co tu się stało? – spytał męski głos. Dziewczynka troszkę mniej przestraszona odsłoniła swoją twarz zalaną łzami i spojrzała na nieznajomego. Miał pogodny wyraz twarzy i w niczym nie przypominał ludzi, którzy najechali na wioskę w nocy. Kucał przy niej, brudząc swoją nieskazitelnie czystą szatę i przyglądając się jej z zaciekawieniem. W jego oczach Videl dostrzegła zrozumienie i zarazem współczucie. Mężczyzna domyślał się, że w tej spalonej miejscowości dziewczynka mieszkała razem z ludźmi, którzy teraz leżeli martwi wszędzie gdzie było to możliwe. Gestem ręki namawiał ją, by odpowiedziała na jego pytanie.  Mała usiadła na ziemi, rozglądając się dookoła. Była otoczona przez ludzi, których nie znała a tuż przy niej klęczał mężczyzna, przy którym czuła się w pewien sposób bezpieczna.
- To było w nocy. Ktoś napadł na wioskę… było dużo ognia i… oni wszystkich zabili… moja mama… ja… ja… - Videl nie dokończyła bo wybuchła płaczem. Jakaś kobieta okryta czarną szatą uklękła obok mężczyzny.
- Co teraz, Piusie? Nie możemy jej tu zostawić w takim stanie jeśli nikt nie przeżył – szepnęła.
- Jak się nazywasz dziecko? – spytał.
- V…v… Videl proszę pana… Videl Winston.
- Videl, czy ktoś przeżył w tej wiosce?
- Chyba nie… ale ja… ja nie chce zostawiać mamy – powiedziała zrozpaczona dziewczynka. Mimo iż wiedziała, że jej rodzicielka nie żyje, nie chciała opuszczać jej ciała. Bynajmniej nie w takim ponurym miejscu. Mężczyzna wstał, rozglądając się po okolicy, zaś inni czekali na to co powie.
- Przeszukajcie każdy kąt Avenom. Magowie niech przeteleportują wszystkie ciała do Wielkiego Cmentarza.
- Wielkiego Cmentarza? – spytała nieśmiało dziewczynka. Pius odwrócił się w jej stronę.
- Tam pochowamy wszystkich zabitych – odpowiedział. – Czy możesz mnie zaprowadzić do swojej mamy?
- O… ona nie ż… żyje. Leży w domu… o tam – rzekła Videl, wskazując palcem małą chatkę z jednej strony nadpaloną przez ogień.
- Doro, Mike’u zajmijcie się nią. Osobiście dopilnuję, by ciało jej matki zostało przeniesione – zwrócił się do stojących obok niego mężczyzny i kobiety, po czym poszedł w stronę domku wskazanego przez dziewczynkę. Chłopak lekko uśmiechnął się do niej i podał jej stokrotki.
- Chyba upuściłaś je jak biegłaś w tą stronę – powiedział. Videl wzięła od niego kwiaty, zaś Dora spojrzała na jej ubranie. Jednym gestem sprawiła, że stało się czyste. Dopiero wtedy zauważyła zniekształcenie na jej nodze. Delikatnie położyła na niej swoją dłoń. Przez ciało Videl przebiegł ciepły dreszcz, który łagodził ból w jej nodze. Z minuty na minutę czuła się coraz lepiej, aż była w stanie stanąć o własnych nogach.
- Dziękuję – wyszeptała i w odruchu wdzięczności przytuliła się do kobiety. Ta pogłaskała ją po głowie, uśmiechając się do swojego towarzysza. Dziewczynka nie czuła się już tak samotna, jednak wiedziała, że ostatnią noc zapamięta do końca życia. Obraz Avenom w kolorach szkarłatu będzie jej najgorszym wspomnieniem z tej wioski, a widok ciała matki będzie się śnił jej wiele nocy, zanim dojdzie do siebie. W stronę trójki podszedł Pius.
- Zabierzemy cię do miasta Skaya gdzie będziesz bezpieczna. Czy masz jakieś rzeczy, które mogłabyś ze sobą zabrać? – spytał. Dziewczynka przytaknęła potwierdzająco głową i razem z Dorą i Mike’em poszła do  domu spakować wszystkie cenne rzeczy jakie jej pozostały. Zaprowadziła dwójkę poznanych ludzi do swojego małego pokoju, w którym wczorajsi zbrodniarze wyrzucili wszystkie jej ubrania z szafek na podłogę. Zebrała parę z nich, pakując do małego plecaka i podając go Dorze, następnie odsunęła deskę, pod którą spędziła całą noc. Łzy mimowolnie wypłynęły jej z oczu. Dora i Mike spojrzeli na siebie, porozumiewając się bez słowa.
- To tutaj się schowałaś? – spytał chłopak, na co dziewczynka jedynie przytaknęła głową i sięgnęła po rzeczy schowane w dziurze. Nie było ich wiele, jednak dla niej miały wielką wartość. W tych przedmiotach zatrzymały się wszystkie miłe wspomnienia związane z jej życiem w Avenom i nie chciała się z nimi rozstać. Zapakowała wszystko do znalezionej w kuchni torby, po czym ostatni raz spojrzała na swój dom. Nie powiedziała tego głośno jednak poprzysięgła sobie, że wróci w to miejsce i odbuduje je na nowo, strzegąc jego granic, by już nikt nie mógł skrzywdzić mieszkających w tej wsi ludzi.
Kiedy trójka doszła do reszty załogi, wszyscy opuścili wioskę, zabierając ze sobą dziewczynkę do nowego, bezpieczniejszego miejsca, w którym nigdy nie miała zaznać bólu i strachu, przed niczym… i nikim.

You May Also Like

0 komentarze

.sidebar .widget {text-align: center !important;}